Przejdź do zawartości

Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

popychadło sztuk pięknych, nie mówiąc o tem iż nawet ci którzy ćwiczyli się w szpetnym rodzaju satyry byli jeno pochlebcami; ludom, odwiecznym niewolnikom tyranów którzy je gniotą, hultajów którzy je oszukują, i błaznów którzy je bawią. Zatem, jak widzisz, znam całe niebezpieczeństwo twego rzemiosła i całą wagę wyznania jakiego żądam od ciebie; ale nie nadużyję twojej tajemnicy. Kubusiu, mój przyjacielu, jesteś filozofem, boleję nad tem w twoim interesie. Jeżeli wolno jest w rzeczach obecnych czytać te które mają kiedyś nastąpić, i jeśli to co jest napisane w górze objawia się niekiedy ludziom na długi czas przed ziszczeniem, przewiduję iż śmierć twoja będzie pełna filozofii i że przyjmiesz stryczek równie życzliwie, jak Sokrates kielich cykuty.
KUBUŚ. — Panie, sam prorok nie powiedziałby tego lepiej; ale, na szczęście...
PAN. — Nie wierzysz temu zbytnio: niewiara twoja tem więcej daje siły memu przeczuciu.
KUBUŚ. — A pan, czy pan w to wierzy?
PAN. — Wierzę; ale choćbym i nie wierzył, toby nie miało znaczenia.
KUBUŚ. — Dlaczego?
PAN. — Niebezpieczeństwo bowiem istnieje tylko dla tych co mówią, a ja milczę.
KUBUŚ. — A w przeczucia?
PAN. — Śmieję się z nich, ale przyznaję iż nieraz ze drżeniem. Zdarzają się przykłady tak bijące w oczy! Od tak wczesnej pory kołysano nas do snu temi powiastkami! Jeśli sny sprawdziłyby ci się kilka razy i zdarzyłoby ci się śnić że przyjaciel twój umarł, rankiem pospieszyłbyś corychlej