Przejdź do zawartości

Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto co się nazywa mówić...“
Ale, panie, zdaje mi się, że pan nie słucha.
PAN. — Nie, Kubusiu, było napisane w górze, że tym razem, który nie będzie ostatnim, będziesz mówił nie znajdując uszu do słuchania.
— Kiedy się nie słucha tego co ktoś mówi, wówczas albo się nie myśli o niczem, albo się myśli o czem innem: która z tych dwu okoliczności zachodziła u pana?
PAN. — Ta ostatnia. Myślałem o tem, co mówił jeden z czarnych lokai jadących za karawanem, a mianowicie iż, przez śmierć przyjaciela, kapitan twój postradał przyjemność pojedynkowania się przynajmniej raz na tydzień. Czy ty zrozumiałeś?
KUBUŚ. — Oczywiście.
PAN. — Jest to zagadka, za której rozwiązanie mocno ci będę wdzięczny.
KUBUŚ. — Kiż djabeł zależy panu na tem?
PAN. — Niewiele; ale, kiedy mówisz, chcesz prawdopodobnie aby cię słuchano?
KUBUŚ. — Rozumie się samo przez się.
PAN. — Otóż, sumiennie wyznaję, nie umiałbym ci tego zaręczyć, dopóki to mgliste odezwanie będzie mi się kołatać po mózgownicy. Uwolń mnie od niego, proszę cię.
KUBUŚ. — Niech i tak będzie! ale przysięgnij pan bodaj że nie będziesz przerywał.
PAN. — Na wszelki wypadek, przysięgam.
KUBUŚ. — Otóż, mój kapitan, człowiek dobry, człowiek dwornych obyczajów, człowiek wielkich zalet, jeden z najlepszych oficerów korpusu, ale zarazem nieco dziwak, zaprzyjaźnił się był z drugim