Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmieniłem bieg twych myśli przez komizm mojej mówki pogrzebowej oraz małą sprzeczkę jaka stąd wynikła. Przyznaj teraz, iż myśl o kapitanie jest równie daleką od ciebie jak wóz żałobny, który go wiezie na miejsce ostatniego spoczynku. Co za tem idzie, myślę iż możesz podjąć historję swoich amorów.
KUBUŚ. — I ja tak myślę.
„Doktorze, rzekłem do chirurga, czy pan daleko mieszka?
— Conajmniej o dobre ćwierć mili.
— Czy masz wygodne pomieszkanie?
— Dosyć wygodne.
— Czy mógłbyś mieć do rozporządzenia łóżko?
— Nie.
— Jakto! nawet za zapłatą, za dobrą zapłatą!
— Och, za zapłatą i za dobrą zapłatą, to znowuż co innego. Ale, mój przyjacielu, nie bardzo mi się wydaje, abyś był w możności zapłacić, a tem mniej dobrze zapłacić.
— To moja rzecz. A czy znalazłbym u pana nieco opieki?
— Wyborną opiekę. Mam żonę, która całe życie pielęgnowała chorych; mam starszą córkę, która goli jak z nut i umie zdjąć i założyć opatrunek niegorzej odemnie.
— Ileżbyś pan policzył za mieszkanie, życie i starania?
Chirurg mruknął skrobiąc się za ucho: „Mieszkanie... życie... starania... Ale któż mi da pewność zapłaty?
— Będę płacił każdego dnia z góry.