Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/50

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Szliście w Sybiru pustynie bezbrzeżne
    Bolesnym szlakiem polskiego męczeństwa.

    Ileż to razy szpieg kryjówkę zdradził
    I zasiekały was carskie pałasze,
    A potem z wiosną pług chłopski zawadził
    O rozrzucone w skibach kości wasze?!

    Czyż waszych dziejów przesmutną Gehennę
    Może odtworzyć słowa nieudolność?
    Marliście cicho, jak liście jesienne,
    Na wargach mając cudne słowo: »Wolność«.
     
    Lecz waszej walki bohaterski dramat,
    Służba ojczyźnie każdem serca tętnem,
    Pieśń wasza z zimnych katorg i kazamat
    Padła nam w dusze niezatartem piętnem.
     
    I znowu bije godzina wolności,
    Znów się porwały do walki orlęta.
    Legiony Polskie — ta kość z waszej kości
    Wstały do boju — rwać nieszczęsne pęta.
     
    O cienie drogie, smutne, bohaterskie!
    Czci was, kto tylko czuje się Polakiem.
    Więc błogosławcie te hufce rycerskie
    Co w bój ruszyły waszym świętym szlakiem.

    A jeśli kiedyś, w szmer waszej modlitwy
    Krzyk tryumfalny aż do chmur się wzbije,
    Wiedzcie: Legiony powracają z bitwy;
    A krzyk ten to jest wieść, że Polska żyje!