Strona:Płomienie (Zbierzchowski).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Świeczki zatknięto na gałązek brzegu,
Pośrodku mnóstwo szklanych świecidełek,
I wnet choinka tysiącem światełek
Zabłysła cudnie na srebrzystym śniegu.

W niejednem oku błysły mokre krople
Na takie drogie sercu widowisko,
I łza niejedno zwilżyła wąsisko,
Na którem lśniły się lodowe sople.

Lecz w górze — w chmurach — gdzie odblask księżyca
Pieści się z chmurek opalową wełną,
Od jakichś widzów niezwykłych aż pełno.
Gdzie spojrzeć, szczęściem rozjaśnione lica.

Aniołki Boże — śliczne cherubinki,
Oparłszy główki na złożone piąstki,
Patrzą ciekawie z każdej nieba cząstki
Na cud błyszczący żołnierskiej choinki.