Strona:Ozimina.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

także uczony!« — tłumaczył sobie profesor, to dziwne powitanie.
Pan Downar westchnął:
— U nas panie...
I splatając kościste palce o martwych, białych paznokciach, rzęził monotonnie o tem, jak to swego czasu sprzedał zaledwie kilka egzemplarzy swej książki, a wydał własnym nakładem. Ma już od lat sześciu gotowe dzieło »O czytelnictwie w Anglii«. W ostatnich czasach dopiero zajęli się wreszcie wydawnictwem tamci ludzie zacni, mówił, wskazując na wychodzących panów. Gdy dzieło ukaże się na półkach, nie omieszka przesłać je profesorowi. — Panowie uścisnęli sobie ręce. »Głównie brak książek profesorze! Bo zresztą robimy i my tutaj, co się da. Wydajemy Encyklopedye...
— Jakież to? — przerwał profesor.
— Niezliczone i nieskończone — wtrącił z ubocza jakiś głos.
— Niech pan tak nie mówi — prosił łagodnie pan Downar, przeginając z trzaskiem długie palce. Jest w tem tyle rzetelnej »pracy« w nieprzespanych nocach, po »czynności« biurowej. Niech pan powie o tem komu należy, — pan żyje z dziennikarzami... Właśnie dwaj moi niegdyś uczniowie pragną prosić pana o doradę — zwrócił się tymże żałosnym głosem do profesora.
»Mikulski«, — »Bogdanowicz«, — przedstawiło się wraz dwuch młodzieńców. Z bezładnego nieco wstępu dowiedział się profesor przedewszystkiem, że młodzi panowie zdążyli już wydeptać bruki i omieszkać poddasza