Przejdź do zawartości

Strona:Ozimina.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czył tonem minorowym: — Dobre, serdeczne słyszano tu mowy gorącej młodzieży. Szanuję młodzież i ja. Ale gdzie męże do rady?
Podrzuciwszy ciężkie ciało na dłoniach, dał nura w głąb kanapy, wystawiając na salę podeszwy krótkich nóg. W tej pozycyi machnął wzgardliwie ręką:
— Człowiekowi nieraz za swój naród »wstydno«!
I tłusty pan przytłoczył sobą całą sprawę. Jak pierzyna wielka stłumił sobą gwary. Tylko na podtrzymanie jego autorytetu rozlegały się w ciszy już twarde i pewne siebie, wyzywające wprost chrząkania panów ze wsi. Milczano.
Gospodarz zwiesił z niesmakiem rybią wargę.
Gdy wąsal czerwony, siedzący obok tłustego pana, począł opozycyjnie trzeć grzbietem o kanapę. Jego autorytet nabaka, mający ostatecznie rozstrzygnąć wszystko, czynił ciszę napiętą. Stary przedewszystkiem splunął gromko w kraciastą chustkę, chrząkał, wreszcie jął mówić:
— Krowy są — zaczął odrazu od najniedelikatniejszej aluzyi do siebie, spoglądając zarazem i na hrabiego. — I dójek nie brak. Boję się tylko, że nas w dziurawe beczki wydoić pragną: każda tu sprawa głodna, każde cielę przepaściste. Głodnyś — sadowią cię przed misą i mówią: »weź bracie, ale jedną tylko krupkę jedynieńką«. Co ja mówię! — kup sobie krupkę, powiadają, ale jedną, nie śmiej więcej! Myślę gąb głodnych dziesięć posadź z takim nakazem u misy, każda inną krupkę wybierze: ta moja, pomyśli, najtłuściejsza. Zgody między nami, najmilejsi moi, nie będzie. I nie będzie nigdy