Strona:Ozimina.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przyszłem życiu nagrodzi, — amen!« zakończył ktoś półgębkiem i pociągnął suchotniczego pana za rękaw tak silnie, że posadził go z impetem obok siebie. »Jak pan może w ten sposób!«
— Ależ drogi i najmilszy! — Suchotniczy pan pochwycił sąsiada za obie dłonie, kierując w jego stronę impet swego wzburzenia. — Pan który bywałeś w Paryżu!... Pan, który także nauką się zajmujesz!...
Gdy nagle zakasłał ciężko i musiał wyjść z pokoju.
— Proś ty ich, młody panie! — wykasłał w chustkę na pożegnanie. — Proś!
Jakoż młody pan głaskał czas jakiś swą kozią bródkę, układając w myślach przemowę, wreszcie osadził nerwowo binokle i poprosił o głos:
— Tradycyjne to wprawdzie kolumny polskiej oświaty: pańska i mieszczańska łaska, a młodzież nasza od wieków nie wychodzi z żebraczej roli żaka z misą na progach cudzych kuchen...
Kilku starszych i mniej ruchliwych panów zadowoliło się wypuszczeniem gęstych kłębów cygarowego dymu i wzgardliwym okrzykiem: »Ba! ba! ba! Wszakże z ust bardziej krewkich padały pod nosem i obelżywe słowa. »Także owoc pańskiej łaski w czasach demokratycznych! — syknął w kącie starszy głos. Pan Karski z Wójtówki posyłał ,to’ do szkół. Ekonomem u pana Karskiego był ojciec oratora«.
Gdy niespodzianie wyskoczył na środek student, i opinając szczupłe piersi w mundurek:
— W imieniu! — obwieszczał, — uczącej się mło-