Strona:Ozimina.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tów, wężowem wychyleniem gięło się sztucznie i ramię wsparte na łokciu. I tym kształtem rysowała się cała: w kapryśnych essach, zygzakach, arabeskach, — w barokowej fanfarze wielkostołecznego szychu.
I biła od tej kobiety fanfarą owa melodya wartkiego po stolicach życia, gdy roziskrzą się światła wieczorne i roztworzą najjaskrawsze kramy podniet nerwowych dla tłumów, gdy sztucznych świateł podnieta gorączkowa zagra jakby do ataku wszystkim pulsom woli w tym podwieczornym niepokoju wibrującego wprost czasu, gdy bruki same niosą elastycznymi kroki w świetliste chromy tłumnej żądzy użycia.
Oto widzi wspomnieniem te wylęgające na podwieczerz ciżby. »Circenses!« — grzmi w tym gwarze i rozhuku wieczornym. Walą tłumy z burzą tej żądzy tajemnej, co chleb życia na chleb wyobraźni mieniać im każe, te same nieomal, co ongi za widowiska sprzedawały imperatorom wolności dusze, a dziewkę cyrkową wynosiły na tron justynianowy. — »Teodora!« — ryczał taki sam tłum może, jak ten, który pcha się oto w na tłokach po marmurowych schodach świetlistego pałacu, a szum swój głuchy przycisza nagle w szepty, rozstępuje się na boki; gdyż oto po marmuru stopniach, ścieżką purpurowego dywanu wstępuje lekką stopą, szelestna i wonna, w puchach zarzutki jak w piórach ptaka białego, czubem włosów miedzianych i lodowatą dla tłumów twarzą widna...
Ona!
Zaś dołem, w cieniu teatru — te z wieczornego przy-