Strona:Ozimina.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niu ku górze, gdzie nad półkami rzędy popiersi płonęły o poranku niby lamp białych szereg dziwny. I słyszy oto:

Ofiarnych snów grobnico biała,
Jam zabłąkany w ciebie ptak!
Gdy młodych chmar gromada cała
W słoneczne życie wzięła lot,
Mnie wspólnej doli trafia strzała:
Do grobów skuł miłości grot!...
I w cierń mi uplata marzeń wieńce,
W marzenia twego krzyża znak,
Ofiarnych snów grobnico biała,
Co w śmierć upajasz zatraceńce...
By na twym krzyżu każdy pił,
Rozmarzeń swych octowy szyd:
Czy jest? Czy będzie? Czy już był?
Czy świat majakiem, czy on zwid?!...
Tak ksiąg harfianych chce obiata,
Cierń nam w wężowy pierścień splata:
W zatracanego stygmat świata:
W ofiary ciągłej nieskończony myt...

Jeszcze nie ścichły strunne jakby podźwięki jej głosu, jeszcze ona sama stała w tej złotej smudze pod oknem — zamodlona, z twarzą w dłoniach, gdy ta druga wtył się nagle rzuci i spręży przed się ramiona: