Strona:Ozimina.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad ochoczością życia u nas. Oto jest polskie szczęście!... Te bestye płoszyć i opędzać się przed niemi zdołam ja może — chłodem krwi i myślą obronną, wyostrzoną w życiu jak nóż. Ale oto dusza, która zbudzić się ma dopiero, instynkty życia najbujniejsze może z otoczenia całego. A hyeny i szakale przywabia najskorzej ciepło krwi co najbardziej wartkiej. I w porę! Rychliwiej, niźli sprawiedliwie, już się tu podcięło życie młode w lekkomyślności, czy szaleństwie jakiemś. — (Baczę ja dobrze na słowa i wnet złowię płotkę tajemnicy młodej!). — Tedy widzę już poprostu, jak dopadają to życie szakale i hyeny. Szakale ustąpią: i w pysku słabsze, i niuchem wolą to, co się już rozkłada. Poczekają!... Hyeny zatryumfują tymczasem i obudzą, obudzą rychło smęt bezradny w pustocie dawnej: rozszarpią pesymizmem te życia instynkty bujne, rozwloką po cmentarzach starych. Już ów dziad ponury rozpoczął tę robotę!
— Kto pan?! — krzyknęła, nie odrywając czoła od ściany. — Kto mówi?! Ja chyba już na pół przytomna... Ten szept!
I zdawało się jej, że słyszy w odpowiedzi:
»Budzi się dusza młoda ku przeznaczeniu swemu: szeptem mówić należy.«
Poczuła na ciemieniu jego rękę pulchną; pociągnął ją ku sobie tak, że głowa oszołomiona oparła się wbrew woli o jego piersi.
Słyszy tym razem już wyraźnie głosem chłodnym namaszczonej życzliwości:
— Tedy żal mi tej główki młodej.