Strona:Ozimina.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Przedsenna trwoga rozjątrzonej wyobraźni na myśl o zjawieniu się »murzyna« ocknęły w niej czujność wpół uśpioną. Nie mogąc teraz oto trafić do przeznaczonego dla się pokoju, błąkała się po mieszkaniu ciemnem; zaś to drażnienie już serca samego, które tłuc się poczynało w piersiach, przyniosło jej nieobjętą trwogę przed złem w myślach, z którego rodzą się upiory wyobraźni. Leny popłoch przed chwilą i jej słowa ostatnie brzmiały jej teraz w uszach jak zgrzytliwe pęknięcie tej struny, na której wygrywała swym przyjaciołkom jakieś niedobre rozmarzenia. Struna pękła w fałsz, stokroć gorszy niźli ten w opowiadaniu rozumiany.
Błąkająca się wciąż wśród ciemnych pokojów i tem coraz bardziej podniecona w wyobraźni, odczuwała głucho niepoimnemi myślami, że wśród tych tu ludzi przybywa wciąż tego niepokoju przed złem w myślach i czuciach. Rozpoczęło się to, — pamięta, — od rozkołysania zmysłów atmosferą dosytu, od tego niestatku ciekawości drażnionej, a skończyło tak rychło bezwiednem rojeniem o rozkoszy: wówczas przy stole, gdy oczom przymrużonym zawistnie