Strona:Ozimina.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasem w spazmie połkniętym; coś jakby wilgoć piwnic średniowiecznych otrząsało skórę niejednemu.
A gdy się opowieść skończyła, zahukane wyobraźnie słuchaczy błąkały się w ciszy własnym już rozpędem po wszystkich nękach, okrucieństwach i torturach życia, świadcząc swej uczuć władzy krzywdę nieobliczalną. Niejeden złapał się tu duszą jak w samotrzask: rozpalonemu do biała współczuciu sądzono stopić się z tego rodzaju afektami, a wyobraźni z ich bolesną potrzebą — we wszystkich potem dziedzinach życia.
Cisza panowała głucha; przetapiały się dusze w ogniu obcym.
Cisza była niema, jak bezsilność, jak smętu dno ostatnie.