Strona:Ozimina.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cisza, tym razem bardziej jeszcze głucha, zaległa wśród biesiadników.
Sędziwiec zapadł się w fotel, kiwała się tylko na piersiach czaszka jego gromniczna. Na stołu biel poza nakrycie i kwiaty wyrzuciła się ziemistą plamą jego ręka zwiędła o przegubach palcy ostrych jak gwoździe.
I kuła twardymi pazurami jakieś rytmy błędne: targała się jak wielki szpon, by za chwilę opaść bezsilnie. Wówczas rozłaziły się jakoś miękko palce brunatno-żółte, długie, niby wypełzłe z trumny robaki.
I kiwało się to truchło na fotelu, natrząsało jakby nad ludźmi.