Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się Judko i już od progu cmokał i uśmiechał się uszczęśliwiony:
— Oj, jaki mam dla pana interes! — zawołał w końcu.
Manewr ten powtarzał się każdym razem, gdy Judko zamierzał oznajmić mi o domu, wystawionym na sprzedaż; za pieniądze, stracone na doróżki, mógłby co najmniej zbudować budę dla psa przy moim przyszłym domu. Ponieważ ranek był śliczny, a chęci do przejażdżki nie brakło, zgozgodziłem się raz jeszcze spróbować szczęścia. Wiadomość, że mamy jechać na Popławy, wprawiła mię w dobry humor. Minęliśmy miasto; przez Antokol, koło Sapieżyńskiego ogrodu, dorożka zwróciła w szeroką ulicę. Żeby Judko miał do rozporządzenia wszystkie dni w roku, nie mógłby wybrać rozkoszniejszego do wycieczki dla mnie i dla siebie. Droga biegła wśród sosnowych lasków, ścielących się z pagórków na doliny, powykrawanych na brzegach ogrodami, łąkami, lub wycackanymi zagonami zieleniejącego żyta. Po drugiej stronie domki poprzyczepiane do spadzistego brzegu Wileńki; wąskie pasy warzywnych ogrodów zbiegały do samego brzegu rzeki: gdzieniegdzie pokaźniejsze nieco letnie mieszkania tonęły w bogatej zieleni. A wszystko to, oblane jasnem słońcem majowem, kąpało się w rozkosznem, prawdziwie górskiem powietrzu.
Pasteur zwątpiłby o swej teoryi, gdyby choć raz mógł odetchnąć powietrzem wileńskich okolic!
Już zdaleka wpadł mi w oko balkonik o czterech wysmukłych kolumnach, wynurzający się z najpyszniejszego bukietu lip i klonów, otoczony, jakoby przyboczną strażą, wysmukłemi topolami. Dom stał na wzgórzu, objęty dokoła nieprzejrzaną zielenią. Zbliżyliśmy się o kilkadziesiąt kroków, a masa drzew nie dozwala dostrzedz nie więcej prócz kominów i wysmukłej facyatki. Spojrzałem z ukosa na Judkę: uśmiechał się.
— No — pomyślałem — zdradź ty mnie jeszcze ten raz Judaszu, wówczas kwita z przyjaźni.