Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mował czapkę, jeżeli ją miał na głowie: „to był pan — mawiał — nie mogąc się zdobyć na większą pochwałę. O prezesie Z. opowiadał, że był skąpym, ale sprawiedliwym; dobrym było dobrze u niego, a dla złych przecież i tam pan Bóg ma piekło? Wspominając o H., który był poddanym, zaciskał pięście i przestawał mówić, jakby unikając ciężkiego wspomnienia. U Czopów służył lat kilka; nie pamiętam, co tam mówił o starych, młodego zaś jedynaka Józia nie mógł zapomnieć. Nagadawszy się o jego sercu poczciwem, o grzeczności, rozumie itd. Eh, ten zrebczyk śliczny! — dodawał zwykłe. Jan lubił konie i nie znał wyższej pochwały nad to porównanie. Być może, iż pochwały, słyszane niejednokrotnie od prostego ale sprawiedliwego człowieka, zdziałały, że patrząc na Czopa, czytałem w jego fizyognomii serce poczciwe, obok zbyt już może lekkiej, swobodnej natury; pomimo to nawet wiadomość, że gra zapamiętale, i zgrywa się bezmyślnie, nie mogła zważyć uroku, którym mię owionął od pierwszego spojrzenia.
Tego wieczoru nie grał wcale; czekał na akredytywę banku. Widzieliśmy go przez cały czas w licznem towarzystwie, wesołym, uśmiechniętym; typ szczęśliwca, który ma za sobą przeszłość bez chmurki, a w przyszłość patrzeć nie chce, czy nie umie.
Mieszkaliśmy w jednym hotelu. Czop zajmował wspaniały apartament nad naszym numerem. Podczas całego mego pobytu w Homburgu, widziałem, jak każdodziennie wyjeżdżał przed jedenastą z rana, a wracał po jedenastej w nocy. W dnie pogodne towarzyszyła mu kobieta, osłonięta woalem; poznawałem ją po sobolowem futrze i brylantowem spięciu w czarnych włosach; w kursalu nie widziałem jej nigdy; a ile razy zdarzyło mi się spotkać wracającą z przejażdżki, przesuwała się szybko przez przedsionek i wchodziła na schody, prowadzace na górne piętro. Była to zapewne wspólniczka Czopa do wygranej; sadząc