Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tej opaski z drzew i kwiatów, świeżutki domek kokietował jasnemi szybami okien, białemi kolumnami, czerwonym dachem, całą swoją jakby pawilonową lekkością. Zachodzące słońce ozłociło go w dodatku, załamując się w szybach otwartych okien; wśród krzewów, w gęstych koronach drzew zmrok już zapadł, z północy powiało wonną świeżością; najrozkoszniejsza pora dnia nasuwała się zwolna. Wszystkie okna otwarte, gęsto ustawione wazony zasłaniają je od góry do dołu; na ganku, zastawionym od frontu kwitnącemi oleandrami, wysłanym matami, biały ponter rozciągał się wygodnie; cicho jak w pustce, albo u starego kawalera. Gilewicz lubił ciszę i wygodę, dlatego też mieszkał przy oddalonej uliczce, wśród ogrodu. Przez dziesięć lat przyrósł do tego gniazdka; ozdabiał je nie szczędząc kosztu i trudu. Pokoiki wyklejane każdego roku wyglądały jak bombonierki o złoconych brzegach u sufitu i połyskujących posadzkach; wszędzie półcień rozkoszny, świeżość łąk i ogrodów, dzięki niezliczonej liczbie wazonów i bukietów; wszędzie miękkie, niskie mebelki, mnóstwo kosztownych gracików, zastosowanych rozmiarem i kształtem do tych Mateczek o koronkowych firankach, jedwabnych draperyach u drzwi i okien. Każda rzecz znakomicie przypasowana do miejsca: zwierciadła do przestrzeni między oknami, kanapki i foteliki do ścian i kątów. Lata całe składały się na uformowanie tak harmonijnej całości. Trzeba było sporo gustu i grosza, żeby wytworzyć to arcydziełko. To też Gilewicz tryumfował: domek jego należał do miejskich osobliwości. Nie mówiąc już o żydziakach, którzy z nosami wsuniętemi przez sztachety, przyglądali się różnobarwnym kląbom, drzewom i dojrzewającym owocom, w całym mieście zachwycano się ślicznym domkiem. Panie umyślnie przychodziły odwiedzać starego kawalera, żeby się przyjrzeć nagromadzonym osobliwościom w tem muzeum elegancyi. Przyjmował odwiedziny z wdzięcznością. Szpakowaty tłuścioch z siwemi bokobrodami, z wygolonym pod-