Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najakuratniej swego towarzysza podróży, witali się jak dobrzy znajomi, schodzili ze schodów, przeprowadzał ją kilka kroków na ulicę i wracał, albo wszedł w przeciwną stronę. Od lokaja dowiedziała się, że jest to p. Leon Żaba, że siedzi po całych dniach w domu, to jest na balkonie, pije selcerską wodę i pali cygara. Parę razy wieczorem chodziła z nim do ogrodu, jadła lody, za które on płacił, opowiedziała przytem o spadku i zmarłym wuju. Słuchał, ale się nie rozpytywał — przyszło jej na myśl, że pewnie nie wierzy, i wówczas szczerze złą była na siebie za fantazyowanie w podróży. Czuła przytem, że jak tylko odwróciła głowę, on patrzał na nią uważnie i uśmiechał się, przygryzając dolną wargę. Był zresztą bardzo grzeczny, tylko raz żartem zaproponował, że trzeba sprzedać domek i ogród, a za otrzymane pieniądze wyjechać za granicę. On będzie przewodnikiem, zwiedzą najpiękniejsze miejsca w Europie, a potem... wrócą.
Śmiała się z tego projektu, utrzymując, że domku nie sprzeda za żadne pieniądze. Teraz, wyszedłszy z hotelu, mimowoli podniosła oczy na jego balkon: stał we drzwiach a gdy spostrzegł jej białą woalkę, zbliżył się szybko i przechylony przez baryerę, ukłonił się kilkakrotnie. Bardzo grzeczny człowiek!
Na ulicach ludno. W powietrzu czuć jeszcze resztkę dziennego upału, okna zamknięte dotąd, zaczynają się otwierać; z poza uchylonej rolety tu i owdzie wygląda mężczyzna w koszuli, z papierosem w ustach, albo kobieta w białym kaftaniku; zaczynają się poruszać po całodziennem odrętwieniu. W tej porze dnia nikt nie śpieszy: biura zamknięte, do ogródków jeszcze zawcześnie; przechodnie spoglądali na siebie uważniej: można przejść całą ulicę, nie będąc szturgniętym prawie ani razu.
Lipska szła spiesznie, nie zwracając uwagi na ulicę, ani na przechodniów. Miasto znała, przepędziła tu dzieciństwo i część młodości; jadąc, sądziła, że dozna silnego