Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co, może nie prawda? Dożyjem! Papeczko tak sobie po pokoju z kijeczkiem stuk... stuk!... a ja z drugim kijkiem stuk... stuk! Eh, jak ja lubię starych! Żeby to odemnie zależało, odrazu urodziłbym się starym, siwiutkim staruszkiem, spokojnym, akuratnym, jak mój papeczko. Żyłbym sobie w ciepłym pokoju, jak u Boga za piecem. A cc? może to złe życie? Oj, oj, czegóż chcecie więcej!
Stary szedł, wpatrzony przed siebie, zdawał się nie słyszeć ani jednego słowa z gawędy syna.
— A cóż my młodzi? Pracujemy od rana do nocy! — uderzył po zwoju papierów, który niósł pod ramieniem Gryziem to życie, o mało nieraz zębów nie połamiemy, bijem się jak ryba o lód. Nie dość pracy w biurze, do domu jeszcze wracam objuczony jak osieł.
Westchnął.
— A co — zajęcia dużo? — mruknął stary.
— Czy dużo! Niby to papeczko nie wie. Całe swoje życie przepracował. My młodzi tak nie potrafimy. O nie — pokręcił głową z ubolewaniem — my słabi, ani sił, ani wytrwałości dawniejszej nie mamy. Ja często sobie myślę: skąd to papeczko siły czerpał? Ta myśl nigdy mi z głowy nie wychodzi. Cicho, spokojnie jak woda w wielkiej rzece płynął i płynął naprzód. My rwiemy się, hałasujemy... i coż wychodzi? Jedno z drugiem — nic! Chociaż ja o sobie, dzięki Bogu, tego powiedzieć nie mogę — ja mam starą duszę! Czy papeczko uwierzy, że mnie żadna głupia myśl do głowy nie przychodzi...
Uśmiechnął się z przymileniem. Ojciec skinął ręką na znak, że to dla niego obojętne.
— Dawniej, to jeszcze czasami... lubiłem w bilard grywać. Miałem tę słabostkę — mea culpa! Papeczko pewno nie domyślał się wcale. Ja, spokojny poczciwiec na łotra nie wyglądam — prawda, co? A jednak grywałem. Ze wstrętem myślę o tem. Porządny człowiek nie powinien mieć żadnych nałogów, prawda? — jak mój papeczko naprzykład.