Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
123

Street. Nie mogłem się powstrzymać od tego; dręczyła mnie niepewność, Zapukałem do drzwi i wnet otworzyła mi je dostojnie wyglądająca matrona. Zapytałem, czy ma pokoje do wynajęcia. Tak, proszę pana — odparła — myślę, że będę mogła wynająć salonik. Nie widziałam już tej pani od trzech miesięcy, a że komorne nie jest zapłacone, może pan je mieć. Czy to ta pani? — zapytałem, pokazując jej fotografję lady Alidy.
— Tak, to ona! zawołała — a kiedy powróci tutaj?
— Ta pani umarła — odpowiedziałem.
— O, co też pan mówi? To była najlepsza moja lokatorka. Płaciła mi trzy gwineje tygodniowo poto tylko, żeby móc od czasu do czasu przychodzić i siedzieć w saloniku.
— Czy spotykała się tutaj z kim? — zapytałem, ale właścicielka mieszkania zapewniła mnie, że nie spotykała się z nikim, że zawsze przychodziła sama i nie przyjmowała nikogo.
— Więc cóż u licha robiła tutaj? — zawołałem.
— Siedziała zwyczajnie w salonie, czytając książki, a czasem piła herbatę — odpowiedziała kobieta.
Nie wiedziałem, co mam jeszcze powiedzieć, dałem więc jej suwerena i odszedłem. No, a teraz, co powiesz na to wszystko? Jak myślisz, czy kobieta mówiła prawdę?
— Myślę, że tak.
— Więc poco lady Alidy chodziła tam?