Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
122

— Prawo człowieka, który panią kocha. Przyszedłem tutaj, aby poprosić panią o jej rękę.
Ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.
— Musi pani wyjawić mi wszystko — rzekłem.
Wstała i, patrząc mi prosto w twarz, oświadczyła:
— Nie mam panu nic do wyjawienia, lordzie Murchison.
— Miała pani z kimś schadzkę — zawołałem — na tem polega tajemnica pani.
— Nie miałam żadnej schadzki. Z nikim.
— Dlaczego nie chce pani powiedzieć prawdy? — zawołałem.
— Powiedziałam prawdę — odparła.
Upór jej doprowadził mnie do szału. Nie pamiętam, co mówiłem, ale wiem, że musiałem mówić straszne rzeczy. Wreszcie wybiegłem, jak warjat, z domu. Napisała do mnie nazajutrz, ale odesłałem jej list nieodpieczętowany i z miejsca ruszyłem do Norwegii z Alanem Colvillem. Po miesiącu powróciłem i pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, było zawiadomienie w „Morning Post“ o śmierci lady Alidy. Zaziębiła się w Operze i umarła po pięciu dniach na zapalenie płuc. Zamknąłem się w domu, nie chcąc widzieć nikogo. Kochałem ją tak gorąco, kochałem ją do szału. Boże Wielki! Jak ja kochałem tę kobietę!
— Poszedłeś jeszcze raz na ową ulicę, do tego domu? — zapytałem.
— Tak. Pewnego dnia poszedłem na Cumnor--