Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzawszy w oficynie, którą zbliska mijał, potłóczone szyby, podwładnych swych, borykających się z człowiekiem jakimś, i jakąś kobietę z jękami na klęczkach pełzającą po dziedzińcu, donośnym głosem, na pijaka wskazując, zawołał:
— Związać!
— Co! — rozmachując rękoma i cofając się nieco, krzyknął pijak — mnie związać! nie doczekanie twoje! ty...
Romanowa zerwała się z ziemi i ramionami otoczyć go usiłowała.
— Synku, nie sprzeciwiaj się! — jęczała — synku, na rany Chrystusa Pana, milcz! wszak to jenerał, czy słyszysz? sam pan jenerał!
Byłoto dolanie oliwy do ognia. Zawsze popijanemu odgrażał się, że gdyby sam jenerał zaszedł mu drogę, powiedziałby mu to i owo. Teraz w dodatku pewnym był, że ten jenerał przyszedł po jego Zośkę.
Paszoł procz! — krzyknął i rękę z kieszeni wyjął. Jeden jeszcze kamień świsnął w powietrzu, ale tym razem ugodził nie w szybę żadną, tylko w ramię wysokiego i urzędową czynność swą pełniącego urzędnika. W parę minut potem skrępowano mu ręce i cała gromada dziesiętników wiodła go do policyjnego