Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to kiedykolwiek i człowieka zabiję. Na katorżnika widać wyjdę i po wszystkiem.
I znowu zaczął, na ziemi wciąż siedząc, płakać i sztywniejące zwłoki Żużuka pocałunkami okrywać. Wtedy ona siadła przy nim i, jak dawniej bywało, nie szczędziła mu pociech i pieszczot. Znowu nastawiła samowar i poić go próbowała herbatą, której jednak pić on nie chciał. I spać tej nocy nie mógł; jęczał za piecem i wciąż coś o Żużuku mruczał, łkając czasem. Strasznie żałował psa; straszniej jeszcze bolało go zerwanie z Chlewińskim. Przez całe trzy dni zza pieca nie wyłaził, wstydząc się, smucąc i o własnej przyszłości zupełnie wątpiąc. Na czwarty dzień Romanowa do kościoła z nim poszedłszy, znowu go do spowiedzi doprowadzała i znowu ku ludziom, względem których szczególne miała zaufanie, podchodziła z tajemniczym uśmiechem na ustach, radośnie szepcząc:
— Teraz to już przestanie, jak Boga kocham, przestanie! Żeby tylko jakim sposobem Chlewińskiego przeprosić... to już wszystko dobrze będzie. Już ja nie taka, żebym jemu łatwo uwierzyła, ale jak Bóg jest na niebie, tak teraz to już przestanie!
Teraz przecież miała ona dopiero wstąpić na szczyt swej Golgoty. Zamordowanie psa zaciężyło