Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postaci. Wtedy on prostował się, przystawał i oglądając się za przechodzącemi, wygrażać im zaczynał. Bardzo stanowczo oświadczał, że nie boi się nikogo i że gdyby nawet sam jenerał albo Kniaź podszedł teraz ku niemu, onby mu powiedział: »paszoł procz!«. Jenerałów i Kniaziów nie było prawdopodobnie pomiędzy temi cieniami ludzkich postaci, które, na widok pijanego zawadyaki, przyśpieszały kroku i szybko w bramach domów, albo na skrętach ulicy znikały. On szedł dalej, chwiejący się lecz nieustraszony, a tuż za nogą jego wlókł się i pełzł prawie pies ze zmokłą sierścią, z pyskiem ku ziemi zwieszonym i podwiniętym ogonem. W zmroku przerzynanym światłami latarni zwierzę ukazywało się, to znowu znikało, podobne do małego, drżącego cienia pokory i smutku. Tak człowiek i pies wchodzili na dość obszerny dziedziniec i wstępowali na boczny ganek stojącego w głębi jego domu. Człowiek z całej sity uderzał pięścią w zamknięte drzwi, ale po raz drugi nigdy uderzać nie potrzebował, bo cicho i prędko otwierały się one natychmiast. Ktoś tam czuwał widocznie i przybycia jego oczekiwał, aby jak najprędzej wpuścić go do wnętrza i przez to hałasowi wszelkiemu zapobiec. Bez czepka, ani chustki na głowie, z rozczochra-