Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmieszany z kilku innemi głosami. Zawrzała tam kłótnia zawzięta; słychać było uderzenia, upadek na ziemię ciężkiego jakiegoś ciała, brzęk rozbitego szkła, zanoszący się śmiech paru głosów, grubijańskie łajania i przekleństwa kilku innych, aż z impetem i trzaskiem wielkim rozwarły się drzwi ze szklanemi szybami, a z nich wypadł i po wysokim stopniu na bruk zaułka stoczył się człowiek wysoki i silny, bez czapki i paltota, chwiejący się na nogach i pięściami ku gwałtownie zamkniętym drzwiom wygrażający. Widocznie wypchniętym został. Twarzą zwrócony ku żółtym światełkom, za któremi znowu zrobiło się cicho, wygrażał pięściami i bełkoczącym głosem wykrzykiwał przekleństwa i groźby. Pies zeskoczył z drewnianego stopnia i ze spuszczonym ogonem przytulił się mu do nogi. Chłodne powietrze i odkrytą głowę jego skrapiający deszcz drobny, orzeźwiły nieco szynkowego gościa. Przestał krzyczeć i wygrażać, i zataczając się trochę począł iść zaułkiem. Nie był jeszcze zupełnie pijanym i wiedział, dokąd i poco idzie. Bełkotał nieustannie, to mrucząc niewyraźnie, to głosem podniesionym, prawiąc o jakiejś kompanii, którą ugaszczał, a która niegodziwie się z nim obeszła. Przyrzekał też odpłacić jej zato, gdy tylko wróci. Kilka kroków