Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił i nie odpowiadał; z niejakim wdziękiem, przez siłę i doskonałą wprawę wytwarzanym, nieustannie poruszał ramieniem w kielnię uzbrojonem, i tylko czasem śpiewać sobie zaczynał głosem silnym i czystym; rzucał w powietrze kilka nut raźnej piosenki i wnet ją urywał.
Kobieta z dużym koszem u ramienia, z podniesioną głową, wpatrywała się w młodego robotnika tego, a im dłużej patrzała, tem rozkoszniejszy uśmiech rozlewał się po jej twarzy, ciemną, grubą, pomarszczoną skórą obleczonej, rozweselonej małym, zadartym nosem, świecącej dwojgiem oczu małych, szarych, bardzo żywych. Gruba, duża chustka, którą była okryta, zsunęła się jej całkiem na plecy, ukazując głowę w białym, przybrudzonym czepku. Potem i czepek przekrzywił się i zsunął na tył głowy, a zpod niego na wąskie i w grube fałdy pomarszczone czoło, rozsypały się rudawe i mocno posiwiałe włosy. Patrzała wciąż i uśmiechała się coraz szczerzej, dobroduszniej, rozkoszniej. Coraz liczniej ukazujący się na ulicy przechodnie zatrzymywali się obok niej i za nią, podnosili także głowy i z rozwierającemi się od ciekawości ustami, poszukiwali w górze czegoś nadzwyczajnego, czemuby ta kobieta tak uparcie przypatrywać się mogła. Ona zgromadzających się do-