Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żeby to moje dzieciaki choć zobaczyć to wszystko mogły...
Helka popatrzała na nią chwilę, zamyśliła się, potem żywo rzuciła się do swych zabawek i łachmanków, z ferworem wielkim, niektóre z nich Janowej ofiarowując.
— Weź, ciotko, tę sowę dla Marylki a tę rybkę dla Kaśki... dla Wicia niech będzie może ta harmonijka... do niej tylko dotknąć się trzeba a zaraz bardzo ładnie zagra... Weź, ciotko, weź! Pani nie będzie gniewać się, pani taka dobra i tak mię kocha... Weź jeszcze i tę różową chusteczkę dla Marylki a dla Kaśki tę błękitną... ja takich chusteczek mam dużo... bardzo dużo...
Janowa, z oczami pełnemi łez, pochwycić chciała krewniaczkę w swe potężne ramiona, lecz lękając się zgnieść strzępiaste i skomplikowane jej ubranie, grubą ręką swą tylko po atłasowej twarzyczce jej powiodła. Podarunków nie przyjęła stanowczo, ale podnosząc się z ziemi, rzekła:
— Dobre z ciebie dziecko! Choć na wielką panią urośniesz, ale biednymi krewnymi, którzy kiedyś przytulili cię do siebie, nie pogardzasz...
Gdy Janowa mówiła to, Czernicka, pochy-