Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XVIII.
Jaki był koniec mistrza.

Jednego wieczora zastukano silnie do wrót domostwa Twardowskiego i zaczęto wołać:
— Otwórzcie, otwórzcie, na miłość Bożą!
Twardowski nie miał nawet sługi jednego, tak się był opuścił, poszedł więc sam do wrót.
Zaledwie furtkę odsunął, wpadł człowiek młody i strojny, pięknej twarzy, dobrej miny, ale pomieszany i blady.
— Tu mieszka mistrz Twardowski? — spytał.
— Tu, i ja nim jestem — odpowiedział starzec. — Czego waszmość chcecie ode mnie?
— Na miłość Bożą, mistrzu! Ratujcie mojego ojca! Jedna nadzieja w tobie. Jeśli ty go nie wyratujesz, to nikt pewnie!
— Cóż to się stało ojcu waszmości?
— Straszny przypadek go dotknął. Konie go potłukły okropnie. Sprowadzałem doktorów,