Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakież przecie? Powiedz mi.
— Nazwę ją — Rzym.
— Rzym! Osobliwa! skądże ta myśl tobie? co to za zakład?
— To moja tajemnica! Ale czy zgoda na umowę?
— No — zgoda! Jednakże pamiętaj, aby jutro była gotowa, bo ja z siebie nie dam żartować!
— Jutro rano przybywaj tu waszmość do mnie.
— Przybędę!
— Możesz śmiało oznajmić mieszczaninowi, który wynajął karczmę, żeby przybywał. Nie będzie w niej i jednego ćwieczka brakować.
Szlachcic odjechał.


∗             ∗

Nazajutrz rano karczma stała gotowa, pokryta; mury były skończone, okna i drzwi powprawiane, ubite toki w izbach; nawet ogromny ogień palił się na kominie, a przy nim siedział ów dyabeł i grzał się.
Nad drzwiami na tablicy wielkiemi literami napisane było: Karczma Rzym.