Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na stole zieloną kaletę — na pierwsze koszta wystarczy zapewne.
— Idź waszmość ze swojej strony się gotować — rzekł mistrz — a nie dowiaduj się do mnie, aż za kilka miesięcy. Ja tymczasem przygotuję wszystko do wielkiego dzieła.
A w duchu pomyślał:
„Pierwsza to będzie i ciekawa próba na tym opasłym wieprzu. Gdyby się nawet nie udała, nie wielka szkoda kawałka nadpsutego mięsa“.
Burmistrz wyszedł uradowany; Twardowski tymczasem, przecierając myśl jakąś w głowie, zawołał Maćka i rzekł:
— Znam twoją wierność dla mnie i dlatego chcę cię użyć do wielkiego i ważnego dzieła. Nabędziesz nauki, z której kiedyś będziesz mógł korzystać, a tymczasem dasz mi dowód, że się nie mylę, rachując na ciebie.
— Obaczysz, mistrzu — odpowiedział Maciek.
— Mamy tu przerobić człowieka.
— Przerobić?
— Tak, Maćku, ty będziesz dopomagał do tego. Od jutra zaczniem szukać potrzebnych ziół, przygotowywać ciecze i maści, których użyć wypadnie.
Jakoż nazajutrz zaraz, kosztury wziąwszy w ręce i ubranie pielgrzymie, poszli obadwaj za ziołami i potrzebnemi ingredyencyami. Nie tak to łatwo było pozbierać wszystko, co mistrz na