Strona:Omyłka.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

państwa burmistrzów i pani majorowej, a o kilka kroków od nas stał kasjer, modląc się z książki.
Nabożeństwo już się skończyło, i mieliśmy wychodzić, gdy nagle ze środka kościoła wysunęli się na przód zebranego ludu pan Stachurski, szewc, pan Grochowski, stolarz, i pan Władziński, wędliniarz, a razem z nimi ich czeladzie i chłopcy, tudzież sekretarz z poczty i sekretarz magistratu. Gdy zaś ksiądz proboszcz udzielił błogosławieństwa, pan Stachurski dał organiście jakiś znak. Zrobiło się cicho i...[1]
...Nie pamiętam, co się stało dalej, ponieważ mama wyniosła mię z kościoła do mieszkania księdza proboszcza. Zastaliśmy tam pana kasjera, który biegał po pokojach, targając sobie włosy i przysięgając, że on temu nie winien. Prosił też mamę, ażeby, w razie czego, świadczyła, jako on pierwszy wybiegł z kościoła.
W domu czekał na nas pan Leon. Gdy mu mama opowiedziała o tem, co zaszło w kościele, był bardzo zdziwiony. Odparł jednak, że podobne wypadki trafiają się wszędzie, same z siebie, a potem dodał, że zaraz po obiedzie musi jechać. Pragnął bowiem wstąpić do kilku innych miasteczek, celem dokładniejszego zbadania, w którem z nich jego sklep może mieć najwięcej widoków.

Niezwykłe zachowanie się pana kasjera na plebanji na jakiś czas zachwiało jego reputację[2], tem bardziej, że niepospolity ten człowiek od owego

  1. Domyślnik, — gdyż ze względu na cenzurę nie mógł autor napisać, że śpiewano «Boże, coś Polskę»;
  2. reputacja (z łac.) — imię u ludzi, sława, opinja.