Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ULE W ŚNIEGU



Spowite w grube słomiane pokrowce,
Białą mogiłą przysypane śniegu,
Pod ścianą domu w milczącym szeregu
Stoją me ule jak białe grobowce.

Przetrwały noce, kiedy wichry jęczą,
Śnieżne zadymki pełne lutej grozy
I nie raz jeden bezlitosne mrozy
Ściskały ścianę ich szklaną obręczą.

Lecz czy przetrwały? nieraz pełen lęku
Do białych mogił przytykam swe ucho —
Milczą me ule tajemnie i głucho,
Bowiem pod śniegiem nie odróżniam dźwięku.

Gdy błyśnie słońce, gdy z ulowych słupków
Stopnieją śniegi, czując wiosnę bliską,
Może w ich wnętrzu znajdę cmentarzysko
Maleńkich, czarnych, zamarzniętych trupków.

I głucho będzie pod moją czereśnią
I smutno będzie wśród kwiatów jabłoni,
Bo rój mój własny w słońcu nie zadzwoni
Swoją wiosenną, tryumfalną pieśnią.