Przejdź do zawartości

Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

PO POWODZI



Tam, gdzie srebrzyło się dojrzałe żyto
Wród kartofliska zielonych obramień,
Bieleje rzeki wyschnięte koryto:
Piasek i kamień.

Chłop patrzy tępo i serce mu pęka —
Gdzież moje pole? O Boże mój, Boże!
Tego już ludzka nie wyzbiera ręka,
Ni pług przeorze.

Na samym skraju kamiennego pola,
Na cmentarzysku po zniszczonych łanach,
Usiadła sobie szara chłopska dola,
Wiedźma w łachmanach.

Patrząc na ugór kamienny i pusty
W srebrzystym piasku grzebie niestrudzenie
I bezzębnemi, wyschniętemi usty
Gryzie kamienie.

Ach! ileż teraz miłosierdzia trzeba,
Ile serc dobrych, złotych i bez skazy,
Aby przemienić znów w bochenki chleba
Te twarde głazy.