Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   54   —

stwo Bothwell, dopiero pod naciskiem opinii publicznej, we dwa miesiące potem oddany został pod sąd, że sąd nad nim był istną parodyą prawidłowego sądu i wbrew wyraźnym zeznaniom świadków, po krótkich rozprawach uznał go zupełnie niewinnym, i że co najgorsze, we trzy miesiące po morderstwie Darnleya, połączyła ona swe ręce stułą z rękami Bothwella, nieociekłemi jeszcze ze świeżo przelanej krwi, to wszystko to razem wzięte nagromadzi przed umysłem każdego taki stos podejrzeń i poszlak, że pod naciskiem ich, cień królowej jasnym zaiste chyba z grobu nie wyjdzie. I choćby wtedy, najpoważniejsze dziejopisów głosy twierdziły z całą stanowczością na podstawie zbutwiałych pergaminów, że Bothwell sam na własną rękę przygotował wypadek w Kirk-of-Field, w Edynburgu, choćby zapewniali oni najsolenniej, że pocałunek jaki Marya złożyła na ustach Darnleya w wilją eksplozyi, nie był pocałunkiem Judasza, — do każdego sumienia silniej od ich poważnych przekonań, mówić przecież będą słowa poety, który w psychologicznie prawdziwej scenie, rozsnuwa genezę okropnego wypadku, a na występną jej głowę, z całą bezwzględnością rzuca swym poematem przekleństwo za czyn, potwornością swą przerastający inne krwawe w historyi czyny...