Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   43   —

wielkie, ale jakaż wielka różnica. Tam chodząc po tych jasnych komnatach, masz obraz spokoju i harmonii wielkiego bezspornie wojownika, męża opatrznościowego, co spełniwszy dziejowe posłannictwo, otoczon kochającą go rodziną używa wczasu dobrze zasłużonego wpośród swoich, — tu krocząc po tych ciemnych pokojach, czujesz wszędzie zapach krwi, widzisz zbrodnię kryjącą się w fałdach każdej kotary, słyszysz zgrzyt jakby żelaza po szkle. I nic ci nie pomaga wspomnienie, że w tych murach pędziła życie kobieta, którą olśnieni jej krasą współczesni, do bóstwa z Olimpu przyrównywali i choćbyś nawet historyi Szkocyi nigdy nie czytał, musisz koniecznie powiedzieć sobie, że ktokolwiek tu mieszkał, niebianin czy ze śmiertelników ostatni, nikt spokoju tu zaznać nie mógł nigdy. Zdaje ci się, że szczęście domowe w tem gnieździe rozsnuć się nigdyby nie mogło, że szczebiot dziecka nigdyby nie był zdolny w tych pokojach sprowadzić śmiechu na twarz matki, że jeżeli kiedy, przypadkiem, miłość wkraść się tu mogła w czyjeś serce, to ta miłość nie mogła w niebie brać początku, ale podobnie jak zbrodnia, z otchłani piekła, czerpać musiała powietrze i pożywienie. I w słowach tych niema ani odrobiny przesady, i kto po tem miejscu się przechadzał, ten przyzna, że tak jest rzeczywiście, że duszno tu i ciasno na