Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   22   —

kiedy godzina wczasu wybije, rad, że ztąd wydostać się może jak najspieszniej tam, gdzie i powietrze nieco czystsze i puls życia nieco powolniejszy i horyzont szerszy nieco. I cudzoziemiec rad też, gdy ztąd choć na czas krótki się oddali, a że w omnibusie i tramwaju na dole i na górze, prawie że nigdy niema wolnego miejsca, przeto rad nie rad, zstąpić musi pod ziemię, pociągowi powierzyć swoje losy. Sądzi w naiwności swojego ducha, że gdy w City pokoju nie znajduje, tam pod ziemią myśli będzie mógł zebrać prędzej, że tam choć chwilę odetchnie po zgiełku, prując przestrzeń w stronę Regent lub Kensington parku. Ale jakież rozczarowanie i tu go czeka. Zejdźmy na stacyę tuż obok Towru i rozejrzyjmy się po niej dokoła. Co za widok, jakież wrażenia! Jesteśmy w omurowanym sklepie, oświetlonym bladem światłem lamp. Dokoła tłumy ludzi, czekających na przybycie pociągu, nad głową łuk olbrzymi, podpierający sufit, na którym poważnie piętrzą się domy, a u dołu dwie linje szyn czarnych, z obu stron gubiące się w wązkich i nizkich tunelach. Niespokojnie oglądasz się dokoła, podnosisz głowę by wciągnąć zzewnątrz prąd świeżego powietrza, szukasz ręki, by cię poprowadziła w tych podziemiach. Ale powietrza tu niewiele, ręki takiej nie widzisz, jesteś w kraju self helpu (pomocy własnej), radź więc sam sobie. Instynkto-