Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

i na nic nie patrząc. A jednak stoisz tu bezpieczny i nietknięty, przechodzisz nawet spokojnie między tym zygzakiem koni, ludzi, omnibusów i furgonów, bo nad tym całym szalonym ruchem panuje człowiek, który kieruje nim ze zręcznością prawdziwego artysty. Człowiekiem tym jest policeman. Czytałem gdzieś, że pewnego razu przyprowadzono tu na Ludgate Hill w City, najpierwszego przewodnika alpejskiego, i że ten, postawszy tu chwil kilka, miał wyznać, iż łatwiej dlań jest oryentować się wśród skał „Białej Góry“, niż w tym lesie utworzonym z jestestw żywych. Anglicy lubią te jego słowa powtarzać, a zarazem dodają, że ich policeman, oryentować się tu potrafi. I nie przesadzają oni na włos, on jeden i jedyny chyba w świecie, nie traci w tym szalonym wirze głowy, wie co robić i do czego się brać. Bo proszę patrzeć. Z Fleet street, wpada właśnie na Ludgate Hill gęsta ciemna gromada ludzi. Są to urzędnicy Banku i Mansion House, spieszący do swoich zajęć. Za nimi ciągnie z kilkadziesiąt cabów i omnibusów, ani sposób przedostać się z New-Bridge street na Faringdon. Ktoś tam śmielszej nieco natury, puszcza się z lękliwą miną, bo mu spieszno na Holborn Viaduct., gdzie ma ważny załatwić interes, łby jednak końskie, które czuje na swojem ramieniu, mówią mu, że się z nadzieją tą pożegnać musi na długo. Aż oto spo-