Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   16   —

ulicy Ludgate Hill. Przede mną Farringdon street, za mną New Bridge street, na lewo i na prawo Fleet street i Ludgate, które toną jak kanały w morzu, w małym placyku, nad którym dominuje św. Paweł. Jest godzina 9 rano, Paryż i Wiedeń śpią jeszcze w najlepsze o tej porze. Tu... proszę patrzeć. Jak daleko ogarniesz okiem horyzont, wszędzie potoki głów ludzkich i końskich, jak daleko najsubtelniejszem uchem zasłyszeć możesz, wszędzie turkot, zgiełk, nawoływania. Ludzie nie idą tu, lecz biegną, omnibusy i wozy długą na kilka staj linią, nierozdzielone ciągną, jak stada odlatujących bocianów, a wpośród tego, jak jaskółki przestrzeń szybko prujące, uwijają się lekkie dwukonne caby, bijące w oczy swoją czystością i elegancyą. Widok bezsprzecznie jedyny w świecie. Ani Paryż ze swemi Champs Elisés, ani Wiedeń z Praterem i Ringami, ani dorobkowicz Berlin, z Lindami i Thiergartenem, w porównanie z tą częścią City iść nie mogą, berło pierwszeństwa oddać pokornie jej muszą. Zdaje się, patrząc na to piekło, jakie tu od rana do zmroku panuje, że katastrofa czyha tu na ciebie na każdym kroku, że nie możesz w żaden sposób wyjść ztąd cały, że jeśli cię nie zgniotą i nie roztratują te konie i wozy, które ze wszech stron na ciebie nacierają, to cię podepczą te procesye ludzi, które płyną nie pytając o nic