Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   206   —

kolumna, niegodnie zroszoną została krwią swojego twórcy.
Spojrzałem. Przedemną dźwigał się majestatyczny słup. Lekki i wdzięczny, a jednak dość silny, by się pod nim nie załamało sklepienie, strzelał on do góry jak modlitwa, i jak modlitwa w niebie, rozpływał się wdzięcznie w łukach wiążących podstawę dachu. Pokryty z kilku stron bogatemi ozdobami, wyglądał istotnie, jak fantazya poety, i na tle tego gotyku, jak poezya, przemawiał do duszy. Cóż to za geniusz, pomyślałem, musiał mieszkać w tej młodej nieznanej piersi, jakiż wysoce religijny nastrój musiał przepełniać to serce, jeśli w zaraniu lat swoich mógł się on zdobyć na utwór tak pomnikowy, jeśli pierwszym jego pomysłem mogło być tak skończone dzieło. I zrobił mi się żal gorzki tego złamanego tak wcześnie życia, gdyby bo nie mściwa ręka mordercy, ileżby ono pozostawiło śladów swojego bytowania na tej ziemi! Ale czy pytam, jedno to tylko wielkie życie, przecięły ciężkie nożyce głupoty i zemsty człowieczej?...
Uzupełnieniem wrażeń, jakich się tu w tych stronach doznaje, jest dolina rzeki North Esk, prowadząca od ruin zamku Roslin do willi Hawthornden, w której kiedyś podobno mieszkał