Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   160   —

cnego morza i Bałtyku, omywającego progi polskiej Heli i polskiej ziemi Kaszubów, na skrzydłach myśli pobiegłem tam na dalekiego Wschodu łany, gdzie garstka zrozpaczonych i walecznych, rozstrzyga dziś o przyszłości, kto wie, czy nie całej nawet Słowiańszczyzny. A gdym zobaczył, jak garstka ta jest samotną i opuszczoną, jak obojętnie przyglądają się jej walce, ci, którzy duchem udział gorący w niej brać powinni, to tem gwałtowniej rwałem się tam do swoich, bom czuł, że w takiej właśnie chwili, dezerterowanie z pomiędzy nich, byłoby renegactwem. I jeżeli zazdrościłem wtedy czego tej ziemi, na której stałem, to z pewnością nie jej dobrobytu i bogactw, nie potęgi, przed którą ćwierć świata schyla głowę, ale pracowitości i hartu duszy jej mężczyzn, oszczędności i skromności w zaspakajaniu swoich wymagań jej kobiet, bom czuł, że czynniki te zdolne są oprzeć się i największej sile, zwyciężyć i najgroźniejszego nie przyjaciela.
— Boże — modliłem się wtedy w pokorze ducha, zatopiony w obszarach wód, nad któremi, miesiąc, jak powiada Mickiewicz w Grażynie: „we mgle nie całe pokazywał oko“, — Boże bohaterów naszych z pod Grunwaldu i Tanenburgu, pozbawiłeś nas, w wyrokach swoich niezbadany, tych sił fizycznych: z jakiemi szliśmy na bój z Niemcem w owej chwili, ale nie od-