Przejdź do zawartości

Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   145   —

lat, żywo rozprawia, gestykulując energicznie rękami.
Podchodzę ku gromadzie, i w uszy moje wpadają następujące słowa:
„Bracia w Chrystusie, Niedziela jest daną nam od Boga po to, byśmy w dniu tym cześć Mu oddawali. A jakże spełniamy wolę Jego? Oto zamiast czytać biblję w rodzinach, oddajemy się rozmowom światowym, używamy niedozwolonych przyjemności, pijemy i gramy po całych wieczorach w karty. Pamiętajmy, że po życiu wesoło spędzonem, czeka nas sąd surowego Sędziego, który zażąda po śmierci rachunku z naszych sprawek. A z jakiemże obliczem staniemy przed tym sądem?“
I w tym duchu ciągnął z kwadrans rzecz swoją. Gdy skończył, wystąpił na środek z tłumu inny i rozdawszy zebranym zadrukowane kartki zaintonował psalm pokutny. Wszyscy zaczęli śpiewać, i przez kilka minut, z tej starej i brudnej uliczki Canongate w Edynburgu, szła do nieba melodya smętna i łzawa, jak los tych, którzy ją skruszeni tu nucili.
Śpiew ustał, ale zebrani nie rozeszli się zaraz po nim do swoich domów. Z pośród stojących na ulicy, wysunęła się postać nowego kaznodziei, i do uszu moich doleciały znowu gromkie słowa, nawołujące do święcenia Niedzieli i pobożnego życia.