Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   131   —

i czystemi wodami, zaczerpniętemi z mętnego nieraz źródła. Ta procesya, którą tu przed chwilą widziałem, to właśnie rzeka, ściągająca ku sobie potoki głów ludzkich, oczyszczająca je z kału, w którym się przez cały tydzień walały, i oddająca wreszcie, morzu codziennych, wielkiego miasta potrzeb. Kto wątpi o tem, że ten kto się dotknął fali tej rzeki, będzie czystszym i świętszym od tego, kto pozostał poza jej wpływem?
Naprowadziłem raz rozmowę o tym wpływie z pewnym Szkotem.
— Trzeba panu wiedzieć, — mówił mi — że u nas mimo wielu kościołów i religijnych towarzystw, wielu ludzi o Bogu nic nie słyszy. Zajęci pracą lub upadli w rozpuście, ludzie ci nie poddają się żadnej propagandzie, milczą na głos nawołujących ich do upamiętania i pokuty. Otóż i ich zostawić w spokoju nie można. Duchowny trafić do nich nie może, towarzystwo misyjne spotkałoby się z impertynencyą na progu ich domostw, trzeba więc ich w jakikolwiek sposób ratować od zatracenia. Sposobem tym, jest obudzanie ich ciekawości. Co Niedziela więc, procesye takie przechodzą przed ich oczami, zmuszają nieledwie do przystawania na ulicy, i odczytywania tekstu biblii. Z początku patrzą oni na kroczących z tablicami na piersiach, jak na warjatów, później jednak uczucie szyderstwa