Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uspakajał się dopiero wytłumaczywszy sobie, że »to wszystko był jeno żart«. I uspokojony rozmyślał nad nowym figlem.
Pewnego dnia, bardziej zdenerwowany jeszcze niż zwykle, bardziej podniecony wyszedł z domu. Czasem czynił dalekie spacery sam w godzinach poobiednich. Zachodził na wzgórza zamiejskie, gdzie powietrze świeższe, widnokrąg szerszy, zapuszczał się w wieś i wracał czasem bardzo późno z zabłoconą sutanną, zmęczony i uspokojony... Przesiąknięty jeno wonią nocy, wyciągał się na łóżku na pół jeno rozebrany i roskoszował się ciszą, spokojem, świadomością, że jest lepszy. Te wycieczki nocne uznano zrazu za lekkomyślne, później za niestosowne dla duchownego, który wracać powinien wraz z ostatniem uderzeniem dzwonka na »Anioł Pański«. Rozprawiano o tem z domyślnikami i złośliwemi minami, bo nikt nie mógł przypuścić, by ksiądz Juliusz jedynie w celu podziwiania pól skąpanych w świetle księżyca odbywał te awanturnicze wycieczki w porze, kiedy wszyscy odpoczywają. Wyglądało to zupełnie na poszukiwanie jakichś karygodnych przygód, pewnie gdzieś czekała nań kobieta, ukryta w ciemnościach nocy i gdyby szczęśliwym trafem zdarzyło się, by kobieta owa była żoną jakiegoś bezbożnika, jakiegoś republikanina zagorzałego... co za radość, co za uciecha dla stróżów moralności! Ksiądz Juliusz byłby zgu-