Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mimo bólu i smutku brzmiała mi ciągle w uszach nuta owej piosenki... słyszałem ją w każdym szeleście, w szepcie ust matki odmawiającej pacierze i rzężeniu coraz to cichszem, coraz bardziej gasnącem, podobnem do głuchego mruczenia kota:

Cóż ty masz moja miła
Pod bufiasty spódniczką?

A odpowiadało temu coś w głębi mej, wstrząsanej łkaniem piersi:

Więc ci powiem: Zwitego
W kłębuszek mam tam kotka!...

Gdym wszedł do biblioteki, kuzyn Debray stał na szczycie drabiny i przyświecając sobie świecą po raz tysiączny przeglądał książki. Od dawna wysilał się nadaremnie odnaleść owe drogie i rzadkie dzieła, które mu swego czasu pokazywał ksiądz Juliusz.
— No i cóż? — spytał — Cóż Juliusz? Jakoś nie słychać jego wycia.
— Umarł! — odpowiedziałem i łzy znowu rzuciły mi się do oczu.
Kapitan byłby spadł na wznak z drabiny, gdyby się był nie uchwycił półki.