Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadziei na przyszłość i nie nadaje się do żadnej karyery. Po cóż więc było wydawać pieniądze na naukę, z której i tak nie miało być pożytku. Nie wiadomo nawet, czy długo pożyje? Było to bardzo wątpliwe. Więc póki wegetował jako tako, matka postanowiła spożytkować jego pracę dla spraw gospodarczych, zrobić z niego coś w rodzaju służącej. Zlecała mu spełnianie czynności wstrętnych, co zaoszczędzało wydatek na obsługaczkę półdniową. Musiał myć naczynie, szorować garnki i rondle, zamiatać, czyścić trzewiki. Gdy się z tem załatwił, przez całą resztę dnia szył, łatał ścierki, grubą bieliznę, cerował pończochy, albo robił na drutach kalesony włóczkowe dla ojca. Ciągle przy tem samem oknie, zawsze zgięty z zastraszonym wyrazem twarzy, od czasu do czasu drżąc na calem ciele w ataku kaszlu, kłuł płótno, przerywając czasem pracę, by spojrzeć na uliczników grających w guziki na deskach składu zboża, śledzić lot gołębi i odprowadzać wzrokiem wozy sunące ku gościńcowi tonącemu w zieleni krzewów i powodzi światła.
Pani Robin otworzyła nam drzwi. Ubrana była w fałdzisty kaftan i fartuch z niebieskiego płótna na halce czarnej, opadającej z biódr, nie zakrywającej nóg, ubranych w haftowane pantofle. Poznała nas i zaraz schowała się za drzwi zawstydzona, że pokazała się w tym negliżu, uwydatniającym brzydotę jej krostowatej, złuszczonej twarzy.