Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

smutny. Zresztą Małgorzata widywała go jedynie w porze jedzenia i rano, gdy wrócił po mszy z kościoła. Wtedy to przechadzał się po ogrodzie, który zostawił w pierwotnym stanie dzikiego za niedbania. Trzy tylko pokoje w całym domu umeblował ksiądz Juliusz i to bardzo skromnie, sypialnię, jadalnię i bibliotekę. W bibliotece przesiadywał po całych dniach, często aż do północy, o której to porze kładł się spać. Czasem pisał, najczęściej jednak czytał wielkie książki o czerwonych brzegach, tak ciężkie i ogromne, że ledwie je zdołał sam unieść. Na drzwiach biblioteki napisał wielkiemi literami: »Wstęp wzbroniony*. Nikt też do tej pory nie przestąpił jej progu. Bez niczyjej pomocy sam ustawił na półkach książki, sam je obcierał co soboty z kurzu i sam zamiatał pokój. Ilekroć wychodził zawsze starannie zamykał drzwi na dwa spusty i klucz chował do kieszeni. Było też tam książek mnóstwo takie, że aż strach zbierał, gdy się patrzyło przez dziurkę od klucza. Były ogromne, i średnie, i całkiem małe, wszelakiego kształtu i kolorów, od sufitu do ziemi zapełniały wszystkie cztery ściany, piętrzyły się na kominku, po stołach, krzesłach, zaścielały nawet podłogę... Nie wolno też było wchodzić do drugiego pokoju, położonego naprzeciwko biblioteki po drugiej stronie kurytarza, Ale w pokoju tym nie było nic prócz kuferka i krzesła. Ksiądz