Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wkrótce potem proboszcz zmarł. Następca jego, który bardzo cenił spokój, nie chciał zaogniać sprawy. Zresztą ksiądz Juliusz złożył mu wizytę zaraz po instalacyi na probostwie. Wszystko odbyło się najlepiej w świecie. Ułożono godziny mszy i porozumiano się w kwrestyi pewnych drobnych funkcyj, do których zobowiązani są zamieszkali w parafii księża prywatni. Ksiądz Juliusz zgodził się na wszystko.
— Był bardzo grzeczny... bardzo grzeczny! — mówił ksiądz Blanchard, który zaraz po wydarzeniu przyszedł opowiedzieć o wizycie. — Wiecie państwo, że on mówi bardzo dobrze... jest w rozmowie bardzo miły... więcej nawet powiem: to kaznodzieja!
Ojciec spytał:
— A pytał ksiądz proboszcz, co robił przez ciąg sześciu lat w Paryżu? Przecież czegoś o tem dowiedzieć się trzeba!
— Tak... To jest.... sprowadziłem rozmowę na ten przedmiot, ale na słowo: Paryż, ksiądz Juliusz przeszedł w defenzywę... a potem zaraz poszedł...
— Więc znowu nic człowiek nie wie?...
— Ha, nic!
— A może się i nigdy nie dowiemy! — rzekł ojciec z westchnieniem rozczarowania.
Ale nagle zapominając o wszystkiem, czego doznał od brata, rzekł zdjęty dumą familijną: