Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wykonywał w powietrzu ruchy fachowe, wprowadzając je w otwory, istniejące jedynie w jego wyobraźni. Wreszcie wkładał broń do pochwy z zielonego perkalu i mawiał:
— A jednak mimo wszystko, nie lubię tego... o wypadek w takich razach nie trudno... jakieżbo kruche te wszystkie djabelskie organa.
— Tak, tak — odpowiadała matka — zapominasz jeno mój drogi, że wówczas bierzesz podwójne honoraryum!...
Dowiadywałem się o rzeczach, o których pojęcia zazwyczaj nie mają dzieci, ale nie bawiło mnie to zgoła.
Nic nie było przykrzejszem w całej mej nędznej egzystencyi, nad godziny spędzane przy stole, godziny tak nudne i tak nieskończenie długie. Radbym był wymknąć się, wybiedz gdziekolwiek, na schody kurytarza, na podwórze do innych dzieci, do kuchni, do starej Wikty, która nie zważając na wymówki i łajania matki pozwalała mi przewracać garnki, odkręcać kurek kociołka z wodą, jeździć na rożnie, a czasem też zabawiała zadziwiającemi historyami o rozbójnikach, od których rozkosz szła mi w serce, a włosy ze strachu podnosiły się na głowie. Przy stole posłuszeństwo zmuszało mnie do nieruchomego tkwienia w krześle zbyt niskiem, podwyższonem dwoma tomami odwiecznych, potarganych Żywotów Świętych Pańskich. Siedziałem tak długo na mękach, aż