Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieść bunt przeciw temu systemowi pedagogii domowej ojciec miażdżył mnie argumentem:
— A to co nowego? A trapiści mówią? No widzisz.
Mimo, że nie zawsze tak weseli i serdeczni jakbym tego pragnął, rodzice moi kochali mnie na swój sposób bardzo.
Tylko, by uznali, że warto otworzyć usta, musiały się poza codzienną szarzyzną życia i przygodami zawodowemi ojca wydarzyć straszne jakieś rzeczy, naprzykład przeniesienie urzędnika, zabicie sarny na polowaniu w lasach p. Blaude, śmierć któregoś z sąsiadów, jakieś nagłe, a niespodziewane małżeństwo i tym podobne rzeczy.
Prawdopodobieństwo ciąży, zwłaszcza w domu zamożnym bywało także tematem krótkich rozmów, kończących się zazwyczaj stereotypowem:
— To jest, o ile się nie mylę... — mówił ojciec — o ile ona rzeczywiście zaszła w ciążę!
— Co to będzie za poród, co za cudny poród! — odpowiadała matka. — Cztery takie na miesiąc, hę, nie pragnę więcej... moglibyśmy kupić fortepian.
Ojciec klaskał językiem.
— Hm, cztery na miesiąc?... jesteś widzę moja droga zbyt łakomą... zresztą z tą przeklętą babą sprawa djabla... boję się zawsze... ma tak wąską miednicę.
Nie mogłem wówczas zbadać, którą tajemniczą