Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w jego wycieczkach gospodarskich. Trzeba zobaczyć nareszcie, jak wyglądąją zblizka te pola, lasy i łąki, o których ciągle słyszę. Nie wyjawię jednak mężowi tego zamiaru, aż mieć będę wszystko, co mi do takiej wycieczki potrzeba. Gdybym mu wspomniała o tem naprzód, natychmiast posłałby kogo do Warszawy naumyślnie, lub sam pojechał i w czwórnasób wszystko przepłacił, po co?
„Dziś przy obiedzie zapytałam go, ile ma wołów? Uważałam, że go to zapytanie niezmiernie zdziwiło. Zrobił wielkie oczy i zanim odpowiedział, zwrócił moją uwagę, że woły nie są jego, lecz nasze. Co prawda, on jest zawsze bardzo uprzejmy i nie ominie żadnej sposobności powiedzenia mi czego przyjemnego. Pokazuje się, że tych nieszczęsnych wołów jest bardzo dużo. Pytałam, czem są żywione, ile kosztuje ich utrzymanie i jakie z tego są zyski?
„Niedowierzał jakoś szczerości tego zapytania... Patrzył na mnie badawczo i rzekł (powtarzam rozmowę dosłownie):
„— Dlaczego zapytujesz o to?
„— Bo, jak sam powiedziałeś przed chwilą, są to nasze woły.
„Zerwał się z krzesła i pocałował mnie w rękę.
„— Dziękuję — rzekł — serdecznie dziękuję. Nie